Jedyny taki pokaz w Polsce!

Powiązane

Leśnicy w Wielkopolski podarowali hojną kwotę szpitalowi dziecięcemu w Poznaniu

100 000 złotych - tyle poznańscy leśnicy przekazali na...

Gwiazda Hollywood odwiedziła Ogród Botaniczny w Krakowie

Hollywoodzka gwiazda Milla Jovovich kilka dni przebywała z rodziną...

Krakowska restauracja uznana za najlepszą w Polsce

Według jury konkursu World Culinary Awards, słynąca z polskiej...

Jakie jest najbardziej zakorkowane miasto w Polsce i na świecie?

Korki w wielu polskich miastach to smutna codzienność. Właśnie...

Udostępnij

źródło: media

- Advertisement -

Film dokumentalny „Numer na przedramieniu mojego pradziadka” to dziewiętnasto minutowe arcydzieło, które można było podziwiać tylko w Stanach Zjednoczonych. Premiera odbyła się w 2017 roku w Nowym Jorku. W tym roku trafił do Polski za sprawą Festwialu Kultury Żydowskiej w Krakowie. Ten jedyny w naszym kraju pokaz odbył się w Jewish Community Centre przy szczelnie wypełniającej salę widowni.

Czego się spodziewamy po filmie o ocalałym z Holokaustu?
Drastycznych obrazów? Łez bohatera? Wstrząsających historii?
Niczego takiego nie znajdziemy w tej produkcji, a jednak łzy mogą się pojawić. Nasze własne.
Ciężko się bowiem nie wzruszyć, oglądając ten pierwotnie przeznaczony dla dzieci film.
Obecne na spotkaniu producentka Stacey Saiontz i reżyserka Amy Schatz, wyjaśniły iż w Stanach Zjednoczonych wiedza o holokauście nie jest tak powszechna jak w Europie, a w szkołach temat ten pojawia się znacznie później niż u nas. Dlatego właśnie powstał „Numer na ramieniu mojego pradziadka”. Ma on być jedynie wstępem do tak obszernego i skomplikowanego zagadnienia jakim jest zagłada. Faktycznie. Fabuła jest dość zwięzła i wiele się z niej nie dowiemy.
Ale nie o to tutaj chodzi. Ze swojego zadania film wywiązuje się świetnie. Nakreśla i zarysowuje najistotniejsze kwestie związane z Shoah. I robi to w sposób rzeczywiście bardzo przystępny. Wszystko dzięki zastosowaniu rotoskopowej animacji, polegającej na ręcznym odwzorowywaniu form występujących na filmie klatka po klatce. Widzimy więc prawdziwe sceny. Prawdziwe zdjęcia z obozów koncentracyjnych, prawdziwe fragmenty przemówień Hitlera. Jednak dzięki zamienieniu ich w animację, nie wydają się aż tak straszne. O to chodziło. By wzbudzić świadomość i ciekawość w młodym odbiorcy, ale go nie wystraszyć.
Ze swojego zadania film wywiązuje się świetnie, ale oprócz wartości edukacyjnej dla najmłodszych, niesie ze sobą również ogromny ładunek emocjonalny, który z pewnością zostanie doceniony przez dorosłych. Tak też było na spotkaniu w JCC. Widać było, że zgromadzona publiczność bardzo się wzruszyła. To wzruszenie udzieliło się również twórczyniom filmu, które otrzymały po pokazie mnóstwo wyrazów uznania i podziękowań. Co takiego wzruszającego może być w filie dla dzieci?
Nie ta animowane filmiki z obozów (przecież widzieliśmy je bez tego łagodzącego filtra).
Również nie opowieść dziadka (słyszeliśmy już bardziej wstrząsające świadectwa).
To co w tym filmie naprawdę porusza to relacja między bohaterami. Młody Eliot zadaje swojemu pradziadkowi Jackowi pytania często charakteryzujące się dziecięcą naiwnością „bałeś się kiedy przyszli?”. Robi to jednak z rozbrajającą szczerością i ciekawością. Widać, że naprawdę chce poznać jak najdokładniej historię swojego dziadka. Z tych scen bije też wielka miłość. Nie tylko dziadka do prawnuczka, któremu cierpliwie odpowiada na wszystkie jego pytania przywołując przy tym wspomnienia, o których nie chciał rozmawiać ze swoimi dziećmi i robi to dopiero z wnukami. Prosto w serce uderza jednak stosunek Eliota do Jacka. Podczas rozmowy, przytula się do niego, trzyma go za rękę i gładzi ją czule jakby chcąc go pocieszyć.
Napisy końcowe zastają nas z łezką w oku, ale też pewnym ciepłem w sercu i nadzieją.
Bo choć ludzie tacy jak Jack już odchodzą, to ich świadectwo nie przepadnie.
Zostanie przekazane dalej, dzięki ludziom takim jak Eliot.