Jakże często czytamy, że taki czy inny koncert jest najbardziej wyczekiwanym wydarzeniem roku. Ten koncert naprawdę taki właśnie jest. Na jego zorganizowanie od półtora roku czekają miliony ludzi na całym świecie. Pytanie było tylko kiedy, a nie czy, a odpowiedź brzmi – 16 stycznia 2019 roku.
Ta data widnieje już w kalendarzach wszystkich fanów Chrisa Cornella. Nie ma znaczenia, że bezpośredni udział weźmie tylko garstka szczęśliwców.
Przez garstkę rozumiemy ok. 20 000 ludzi, którzy zmieszczą się w hali The Forum w Los Angeles. Niby dużo, ale w porównaniu z liczbą chętnych, by wziąć udział ledwie promil.
Tym razem jednak zakup biletu nie jest najważniejszy. Tego dnia wszyscy fani Chrisa będą tam choćby myślami.
O tym, by złożyć Chrisowi hołd na specjalnym koncercie mówiło się już parę dni po jego śmierci.
Przypomnijmy, że muzyk odebrał sobie życie przez powieszenie 18.05.2017, w hotelowej łazience tuż po tym, jak dał fantastyczny występ na koncercie Soundgarden. Zespół był akurat w trakcie trasy koncertowej. Nikt się nie spodziewał, że zakończy się ona w połowie.
Wiadomość o śmierci Chrisa była szokiem. Dla jego rodziny, przyjaciół, ale też fanów.
Ci ostatni, często podobnie jak ich idol sami zmagali się z depresją, a w jego muzyce odnajdywali ukojenie, pocieszenie i nadzieję.
Kiedy odchodzi ktoś taki jak Cornell czuje się dużo więcej niż tylko żal, bo był on kimś dużo więcej niż tylko idolem.
Był filarem dającym oparcie ludziom, których nigdy nawet nie spotkał.
Był żywym dowodem na to, że da się przetrwać najmroczniejszy czas.
Był drogą, był niebem (jak sam o sobie śpiewał).
I nagle ta droga się skończyła. Zderzenie czołowe ze ścianą. Z takiego wypadku nie wychodzi się cało.
Fot: media
Wszyscy, których życie w jakikolwiek sposób naznaczył swoją obecnością Chris Cornell wyszli z tego mocno poturbowani.
Osobiście znam i takich, co po dziś dzień nie mogą słuchać jego muzyki, bo jest to dla nich zwyczajnie zbyt trudne.
Ta strata jest bardzo osobista. Ma się wrażenie, że straciło się kogoś bliskiego i przeżywa się ją jak każdą inną żałobę. Tak to właśnie trzeba nazwać i nie bójmy się tego słowa.
Wszyscy jesteśmy w żałobie po Chrisie Cornellu.
Genialnym wokaliście, genialnym tekściarzu i … przyjacielu.
Sama należę do opłakujących go osób i nie boję się przyznać, że nawet ten artykuł piszę z zaciśniętym gardłem.
Bardzo czekałam, by móc to zrobić. Pisałam już wcześniej o pomniku Chrisa, jaki stanął w Seattle, co dla mnie i wielu innych fanów dużo znaczy, bo przecież to ikona tego miasta i znajduję pewne ukojenie w tym, że choć w ten symboliczny sposób wrócił do domu.
Jednak koncert to nie to samo. Koncert to jest coś na co czekałam najbardziej i czego najbardziej potrzebuję, by móc w końcu powiedzieć „żegnaj”.
Bo choć minęło już prawie półtorej roku, nadal tego nie zrobiłam i zrobić nie potrafię.
Ten koncert to będzie najlepszy możliwy hołd dla Cornella, ale też pewne zamknięcie dla wszystkich opłakujących go. Przynajmniej bardzo na to liczę.
Czas zerwać ten prowizoryczny plaster, pozornie tylko chroniący wciąż otwartą ranę i pozwolić jej zacząć się w końcu goić.
Najpierw jednak trzeba ją będzie boleśnie rozgrzebać.
To będzie trudne zadanie. Usłyszeć ulubione utwory wiedząc, że są wykonywane na żywo po raz ostatni. W dodatku zabraknie w nich tak charakterystycznego głosu Chrisa.
Ale to musi być zrobione. Ten koncert musi się wydarzyć, a my fani musimy się z nim zmierzyć.
Fakt, że inny szanowany przez nas artysta odda hołd Cornell’owi może okazać się pomocny i leczniczy. W moim przypadku tym zespołem jest Metallica.
Jeden z moich absolutnie ulubionych zespołów. Wiele dla mnie znaczy, że tam będą.
To trochę tak, jakby składali ten hołd w moim imieniu i mam wrażenie, że za ich pośrednictwem będę mogła powiedzieć to trudne „żegnaj”.
fot: media
Oprócz Metalliki na scenie pojawią się również Foo Fighters, Ryan Adams i muzycy z zespołów Chrisa Cornella czyli Sound Garden, Audioslave i Temple of The Dog. Będą również goście specjalni.
Jest więc szansa, że zobaczymy i usłyszymy np. Serja Tankjana z formacji System Of A Down, z którym Chris się przyjaźnił i z którym wspólnie nagrał utwór „The promise” na potrzeby filmu pod tym samym tytułem, opowiadającego o ludobójstwie Ormian. Dochód ze sprzedaży tego singla został przekazany Międzynarodowemu Komitetowi Ratunkowemu. Organizacji zajmującej się pomocą uchodźcom, ofiarom wojen, prześladowań i klęsk żywiołowych.
Bo taki właśnie był Chris Cornell. Niezwykle utalentowany i niezwykle sławny, ale zawsze skromny i myślący o innych. Właśnie tym jaki był, oprócz oczywiście swojej muzyki, ujął serca tak wielu ludzi.
Nigdy nie był obojętny wobec tego, co się działo wokół niego, a swoją sławę i pieniądze wykorzystywał do tego, by czynić ten świat lepszym.
Robi to nawet po swojej śmierci. Zysk z koncertu zasili konto fundacji Chris and Vicky Cornell Foundation oraz The Epidermolysis Bullosa Medical Research Foundation.
CZYTAJ TAKŻE Dzień Dobrego Uczynku
Pewnie wielu czytelników tego artykułu uzna go za grubą przesadę i popuka się jedynie w czoło, ale nie fani Chrisa.
Wy wiecie. Wy rozumiecie.
Bądźmy 16 stycznia razem. Wyślijmy nasze myśli i emocje do Los Angeles i do Chrisa.
Niech ten koncert będzie podziękowaniem, pożegnaniem i lekarstwem na które czekamy.
Tego życzę zarówno sobie jak i Wam.
NIE WIESZ JAK RUSZYĆ Z BIZNESEM? DOWIEDZ SIĘ TUTAJ!