Książki, które zmieniają ludzi – wywiad z Agnieszką Kłos, założycielką akcji „Książka za kraty”

Powiązane

Leśnicy w Wielkopolski podarowali hojną kwotę szpitalowi dziecięcemu w Poznaniu

100 000 złotych - tyle poznańscy leśnicy przekazali na...

Gwiazda Hollywood odwiedziła Ogród Botaniczny w Krakowie

Hollywoodzka gwiazda Milla Jovovich kilka dni przebywała z rodziną...

Krakowska restauracja uznana za najlepszą w Polsce

Według jury konkursu World Culinary Awards, słynąca z polskiej...

Jakie jest najbardziej zakorkowane miasto w Polsce i na świecie?

Korki w wielu polskich miastach to smutna codzienność. Właśnie...

Udostępnij

O tam jak pojedynczy odruch dobroci przekształcił się w ogólnopolską akcję „Książka za kraty”, oraz o wielkiej mocy literatury z Agnieszką Kłos rozmawiał Kamil Kuchta.

O szczegółach akcji przeczytasz także tutaj.

„Jeden z osadzonych powiedział mi kiedyś, że przeczytał w życiu jedną książkę „Kamienie na szaniec”. Teraz czyta Dostojewskiego, Sartre`a. To jego pisarze, bo mówią o jego problemach. Rozprawach dobra ze złem”. ~ o potencjale drzemiącym w osadzonych mówi Agnieszka Kłos.

- Advertisement -

K.K: Wszystko zaczęło się od wizyty w więzieniu w Rawiczu 13 lat temu.

A.K: Nie myślałam wtedy o żadnej akcji społecznej. W tamtym czasie badałam po prostu temat sztuki więźniów. Skupiałam się na sztuce więziennej w Auschwitz i chciałam sprawdzić, jak ma się dzisiejsza sztuka więźniów do tego, co było wtedy. Czy są zbieżne motywy? Czym zajmują się więźniowie w takiej opresyjnej sytuacji jak odsiadka. Pisałam doktorat i nie miałam pojęcia, że wkrótce przywiozę tam ponad 30 tys. książek

Dlaczego Rawicz?

Trochę z powodów osobistych. Wychowywałam się w Rawiczu i to było takie bardzo istotne miejsce w centrum miasta. Zawsze zastanawiałam się, jak jest za murem.

Co Pani czuła po tej drugiej stronie?

Największe wrażenie zrobiła na mnie biblioteka. Szare ponure pomieszczenie, książki owinięte w identyczny wyblakły papier. Kolejne egzemplarze miały stemple z numerami. Bez tytułu, autora, okładki. Kocham czytać i bywałam w różnych bibliotekach, ale czegoś takiego nigdy nie widziałam. To wyglądało jak teatralna scenografia. Rzędy takich samych książek. Wkrótce okazało się, że ta biblioteka była martwa. Zresztą, nic dziwnego. Była tam w zasadzie sama makulatura polityczna z lat 50…

Już wtedy przyszedł Pani do głowy pomysł ożywienia tej przestrzeni?

Nie. Po wyjściu z więzienia postanowiłam zebrać książki od swojej rodziny i z własnej biblioteczki, i wysłać im je na święta. To był odruch.

https://www.facebook.com/KsiazkaZaKraty/photos/a.1394524373960253/1460187850727238/?type=3&theater

A co myśli administracja więzienia o takich podarunkach?

Pracownicy więzienia stwierdzili, że pomysł jest egzotyczny, ale nie byli mu przeciwni. Wkrótce potem okazało się, że wśród osadzonych jest ogromne zapotrzebowanie na lektury, na które wcześniej nie było pieniędzy.

Czy niektóre lektury są cenzurowane?

Nie spotkałam się z tym, żeby wychowawcy zabraniali komuś czegoś czytać. Mają tylko limity wypożyczeń, dokładnie tak jak czytelnicy na wolności.

„Odwiedziny są trudne, ale wiem że osadzeni chcą podziękować i to jest dla nich bardzo ważne. Poza tym są zwyczajnie ciekawi, kim jest osoba, która zbiera dla nich książki. Ma pani kogoś w więzieniu? – pytają. I mówią, że pierwszy raz ktoś pomyślał o nich jak o ludziach”

Jak więźniowie w Polsce mogą się dokształcać, rozwijać pasje, hobby? Muszą mieć rodzinę, która im zapewni takie rzeczy? A co jeśli rodziny nie mają?

Nie słyszałam o takich przypadkach, żeby rodziny przynosiły więźniom książki. Jeśli tak, to myślę, że zdarza się to sporadycznie. Raczej jest to zwykle jedzenie, papierosy…

A jednak w więzieniach jest duże zapotrzebowanie na literaturę.

Pamiętajmy, że część tych osób to wtórni analfabeci. Są też ludzie, którzy nie wynieśli pewnych umiejętności z życia na wolności i dopiero w więzieniu mają szanse je zdobywać. Dlatego podręczniki szkolne okazały się udanym prezentem.

https://www.facebook.com/KsiazkaZaKraty/photos/rpp.461043450641688/1959422560803762/?type=3&theater

Jak więźniowie wykorzystują takie podarunki?

W Rawiczu więźniowie zrobili sobie dużą czytelnię, wyremontowali bibliotekę oraz klub, w którym odbywają się regularne spotkania. Założyli zespół muzyczny. Jest raper, który nagrał od tamtego czasu trzy płyty dla swojej mamy. Jest tam zapotrzebowanie na poezję współczesną.

Skąd ta tendencja?

Język polski za kratami szybko się starzeje. Niektórzy więźniowie spędzają tam całe swoje życie. Oni mówią już inaczej niż my. Bardzo im to przeszkadza. Jeśli tworzą, piszą, to chcą to robić w sposób zrozumiały, a nie archaiczny. Więc współczesna poezja albo powieść – to rzeczy bardzo dla nich potrzebne.

Czy spotyka się z Pani z nimi osobiście?

Photo: Agnieszka Kłos
„Chcieli się odwdzięczyć. Dostałam prace artystyczne. Głównie landszafty. A poza tym jeszcze skrzynki na drobiazgi, które wykonali dla mnie na zajęciach” ~ Agnieszka Kłos

Byłam kilka razy w więzieniu w Rawiczu, także w Wołowie. To są trudne spotkania. Tam jest ciężka atmosfera. Dopiero gdy zaczęłam się z nimi spotykać, tak naprawdę zrozumiałam, co robię. Dopóki prowadziłam akcję z zewnątrz to ci ludzie, osadzeni, byli dla mnie anonimową masą. Podczas tych spotkań opowiadali mi, że dzięki akcji zdali maturę. Chcieli się odwdzięczyć. Dostałam prace artystyczne. Głównie landszafty. A poza tym jeszcze skrzynki na drobiazgi, które wykonali dla mnie na zajęciach. I książki oprawione przez introligatorów. Książki niektórych zmieniły. Jeden z osadzonych powiedział, że przeczytał w życiu jedną książkę „Kamienie na szaniec”. Teraz czyta Dostojewskiego, Sartre`a. To jego pisarze, bo mówią o jego problemach. Rozprawach dobra ze złem.

W głowach więźniów pojawiają się takie dylematy?

Rozmowy za kratami są głębokie, poruszające. Trzeba pamiętać, że ci ludzie mają niewiele czasu na rozmowę z odwiedzającymi. Mówili na przykład o wstydzie, jaki czują, bo uczą się czytać z bajek dla dzieci.

Ale mimo to chcą się uczyć…

Uczą się na przykład języków — w Rawiczu jest klub lingwistyczny. Osadzeni robią to mimo wyroku dożywocia. Niektórzy nie będą mieć już żywego kontaktu z ludźmi zza krat, ale i tak się uczą.

Jak często Pani do nich przyjeżdża?

Photo: Agnieszka Kłos
Na zdjęciu: książki oprawione i przekazane przez więźniów w ramach podziękowania

Prawdę mówiąc, rzadko tam bywam. Odwiedziny są trudne. Wiem jednak, że osadzeni chcą podziękować i to jest dla nich bardzo ważne. Poza tym są zwyczajnie ciekawi, kim jest osoba, która zbiera dla nich książki. Ma pani kogoś w więzieniu? – pytają. I mówią, że pierwszy raz ktoś pomyślał o nich jak o ludziach.

Jako społeczeństwo odczłowieczamy ludzi za kratami?

Nie wiem, czy to dotyczy tylko więźniów. My chyba w ogóle źle myślimy o innych. A więźniowie? Najłatwiej ich zaszufladkować. Już ktoś wydał wyrok, więc tylko się utwierdzamy w przekonaniu. Przez dwadzieścia, trzydzieści lat za kratami człowiek przechodzi wielkie zmiany. To może być niezwykła metamorfoza. Osadzeni przechodzą przez bardzo trudne doświadczenia. Czemu mam ich oceniać?

Więc przywozi Pani kolejne książki.

Tak. Literatura nie może zaszkodzić. Przeciwnie, niesie tak dużo emocji, że pozwala na rozwój i zmianę. Może to archaiczne myślenie, ale czuję, że książka ma nadal wielką moc.

Już samo utożsamienie się z bohaterem może czegoś nauczyć.

Potwierdzają to badania, o których wspomniał pan w swoim artykule. Książki pozwalają rozwijać empatię. Dlaczego szufladkujemy, stygmatyzujemy? Bo myślimy schematami. Dlaczego myślimy schematami? Bo nie czytamy. Powołał się pan w swoim artykule na wyniki badań. Osadzeni w Polsce czytają więcej niż społeczeństwo na wolności.